poniedziałek, 31 października 2016

Magiczne czy przeklęte?

Nie, ten wpis nie będzie dotyczył Halloween. Choć może pojawi się kilka słów luźno związanych z czarowaniem… Otóż wróciłam ostatnio pamięcią do miejsc, które w moich szkolnych czasach nie cieszyły się u uczniów zbyt wielką sympatią. Pomimo tego, że ich odwiedzanie oznaczało brak „normalnych” lekcji. Pomyślałam, by sprawdzić, co zmieniło się w tych instytucjach w ciągu ostatnich kilkunastu lat. A na szczęście – dla uczniów i nauczycieli – zmieniło się wiele.
Pierwszym z miejsc, do których uczniowska większość nie pałała zbyt wielką miłością, była biblioteka – szkolna, gminna, miejska. W skrócie: każda. Oczywiście, mole książkowe nie potrzebowały szczególnej zachęty, wiedziały, jakie skarby skrywają rzędy ponurych regałów. Tymczasem reszta uczniów wydawała się znudzona panującą w bibliotece ciszą i monotonią. Panie bibliotekarki też zaszufladkowano jako szare i spokojne, ewentualnie – groźne, niedostępne. Jak wielki krok w kierunku zmiany postrzegania bibliotek zrobiono w ciągu ostatnich dwóch dekad? Zgodny z interesem całego społeczeństwa – potrzebujemy przecież ludzi czytających i oczytanych.


Budowanie własnej, domowej biblioteczki to zadanie przyjemne i na lata, ale też związane z niemałymi kosztami. Dodatkowo, dla wielu osób w naszym kraju wciąż niejasne, niepotrzebne. Są jeszcze – i długo będą – domy bez duszy, czyli bez książek. Ale wypożyczanie stało się o wiele prostsze. I bardziej atrakcyjne. Czytelnik młody i całkiem dorosły traktowany jest jako mile widziany gość, klient nawet. Ściany pojaśniały, pomieszczenia biblioteczne odzyskały dostęp do światła i większą przestrzeń, repertuar dostępnych tytułów stale się powiększa, uwzględniając zainteresowania czytelników. Bibliotekarz to w końcu człowiek z krwi i kości, do tego pomocny, sympatyczny i kompetentny. Jego praca, pasja i wiedza leżą u podstaw rozmaitych akcji czytelniczych, happeningów, spotkań autorskich, wystaw, warsztatów i… podróży (na początek palcem po mapie i z nosem w książce, na przykład do Japonii: http://www.pedagogiczna.pl/index.php/57-galeria/1695-jako-tako-po-japonsku-warsztaty-czytelnicze-3).
Drugim miejscem, które w przeszłości wzbudzało wśród uczniów pomruk niezadowolenia i dreszcz strachu nawet, było muzeum. Przyznaję, że obecnie męczy mnie częsta w nowoczesnych budynkach kakofonia dźwięków. Niemniej jednak w niepamięć odszedł złowrogi i przestrzegany ponad wszelką miarę zakaz dotykania eksponatów. Okazuje się, że poprzez zaangażowanie wszyscy, szczególnie zaś najmłodsi, uczą się najwięcej i najlepiej. Wystawy zyskały na estetce, a wielość pomocy multimedialnych wspomaga procesy poznawcze, jest zaproszeniem dla młodych, żyjących przecież na co dzień w świecie elektroniki. Można więc zwiedzać w sposób szybki i powierzchowny, można też poszerzać i pogłębiać wiedzę, przeglądając dodatkowe materiały. Adresów godnych polecenia jest co niemiara, o kilku muzeach chciałabym zresztą w najbliższym czasie napisać więcej. Teraz polecę tylko wystawę etnograficzną w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu, gdyż – po prostu - darzę ją dużą sympatią (więcej tutaj: http://muzeum.opole.pl/wystawy/stale/).
   I w ten sposób dobrnęliśmy do trzeciego miejsca, które przeszło sporą metamorfozę, próbując zyskać nowych fanów -  do teatru. Ten jest i zawsze był mi szczególnie bliski. Parokrotnie zwracałam już uwagę w poprzednich wpisach (np. tutaj: http://pedagogiczna-pbwopole.blogspot.de/2016/04/jeszcze-o-teatrze.html i tu: http://pedagogiczna-pbwopole.blogspot.de/2016/03/zabawa-w-teatr.html), że dla odbiorców w pewnym wieku brakuje repertuaru i istnieje przez to ryzyko, iż dziecko zaprzyjaźnione z teatrem nie wróci do niego jako dorosły. Ważne jest, by nastoletni widzowie także czuli, że nurtujące ich sprawy, przeżywane przez nich dylematy czy emocje znajdują swoje odzwierciedlenie w sztukach odgrywanych na deskach teatru. Przecież już piąto- czy szóstoklasiści nie odnajdują siebie w repertuarze dziecięcym. Choć to też akurat kwestia inscenizacji, bo pamiętam pozytywne wrażenia, jakie na moich „starszakach” z klasy IV, V i VI wywołała inscenizacja baśni – a jakże! - „Królowa śniegu” w Kochanowskim (http://teatropole.pl/uncategorized/krolowa-sniegu/).
Korzystajmy z pomocy, jaką w edukowaniu i wychowywaniu dają nam biblioteki, muzea i teatry. Korzystajmy, bo na świecie – jak zawsze – potrzeba ludzi mądrych, wrażliwych i samodzielnych. Kontakt z książką, historią czy sztuką jest nieoceniony. Nie każdy uczeń zrozumie i pokocha każde z opisanych przeze mnie miejsc. I pewno nie musi. Ale ważne, by mógł te miejsca poznać i dokonać świadomego wyboru, czy z ich usług w życiu rezygnuje czy jednak nie… 

środa, 19 października 2016

Z wyboru

Ostatni weekend upłynął mi – w związku z piątkowym świętem Dnia Edukacji Narodowej – pod znakiem rozważań na temat zawodu nauczyciela: w Polsce i na świecie, teraz i w ogóle.
Data 14. października może wzbudzać bardzo różne emocje i prowadzić do mniej lub bardziej nieoczywistych wniosków. Trudno dziś stwierdzić, jak społeczeństwo odnosi się do postaci nauczyciela. Najprościej byłoby powiedzieć, że w sposób ambiwalentny.  
W połowie października są oczywiście kwiaty, miłe słowa – o wypełnianiu ważnej misji, o trudach nauczania i wychowywania, za które dziękować to za mało. W rankingu najbardziej prestiżowych zawodów nauczyciel trzyma się mocno. A przecież na co dzień przeważają negatywne komentarze – o krótkim czasie pracy, długich wakacjach, niespełnianiu oczekiwań.
Trudno teraz w kilku zdaniach przeanalizować powyższy temat. Można by za Jesperem Juulem, słynnym duńskim pedagogiem, poszukać winy w samym szkolnym systemie, przestarzałym i nieprzychylnym jednostce. I jeszcze w upolitycznieniu szkoły, która stara się dbać o dobro swych uczniów i brak konfliktu na linii z rodzicami, ale często staje się kozłem ofiarnym niespójnej wizji edukacji, pośród zmieniających się celów, wartości i założeń. Teraz znów trudne czasy, skłaniające do narzekania, pesymizmu, rezygnacji.
Jakie na to remedium? Chyba tylko świadomość, że nauczyciel to zawód specyficzny, bazujący na służbie drugiemu człowiekowi, trudny, ale też dający satysfakcję. Zawód, który się czuje i wybiera. Pomimo trudnych nierzadko konsekwencji. I mając na uwadze najważniejsze – ludzką relację ze swoimi uczniami.