Temat dwu- i wielojęzyczności jest w Europie (i w ogóle na
świecie) coraz bardziej popularny. Przeprowadzono już liczne badania, a ich
wyniki napawają optymizmem: wielojęzyczność to bardzo przyszłościowy trend. W Polsce
– ze względu na typową u nas w ostatnich dekadach monochromatyczność – powyższy
temat rozwija się dużo wolniej i raczej w odniesieniu do Polonii. Ale też
zaczyna nas stopniowo dotyczyć.
Moje doświadczenia z dwujęzycznością pochodzą z niemieckiego
podwórka. Od pewnego czasu zdarza mi się dosyć regularnie prowadzić lekcje
języka polskiego dla dzieci z polskich rodzin. Zapamiętałam, jak kiedyś na
szkoleniu prowadząca oznajmiła, że nie ma gorszego nauczyciela polskiego od
polonisty. I przechowuję to zdanie w pamięci jako przestrogę. Nauczać polskiego
zagranicą lub jako języka drugiego/obcego, to zdecydowanie nie to samo, co
praca w polskiej szkole. Jednak o przydatnych tu kompetencjach innym razem.
Zauważyłam, że młode pokolenie Polonii ma dziś inne
priorytety. Są to z reguły wykształceni ludzie, którzy nie wyjechali zagranicę
stricte z powodów ekonomicznych czy politycznych. Zależy im, by dzieci
zachowały język polski. To kwestia większej świadomości, ale też dowód
pragmatycznego myślenia – w końcu na rynku pracy każdy język stanowi wartość. Nigdy
nie wiadomo, która umiejętność okaże się w przyszłości kluczowa.
Tyle tytułem wstępnych założeń. Bo niestety w życiu, jak to
w życiu, dosyć szybko pojawiają się wyzwania do przezwyciężenia. I tak – wbrew pozorom
– w lepszej sytuacji są chyba jednak pary mieszane. Tam bardzo szybko widać, że
język polski nie jest dominujący. Zwykła ekonomia użycia języka działa na
niekorzyść polskiego – nie tylko środowisko jest np. niemieckojęzyczne, ale też
część rodziny (a raczej większość rodziny, która żyje w pobliżu). Rodzice od początku
są zatem bardziej czujni.
I tu dochodzimy do sedna, czyli do tytułowych pułapek: w
rodzinach polskojęzycznych żyjących zagranicą łatwo o mylne przekonanie, że
skoro rodzice są Polakami i językiem ich serca jest polski, to dziecko będzie miało
tak samo. A na bardziej przyziemnym poziomie – jeżeli rodzice mówią po polsku,
to dziecko rozumie i też mówi po polsku. I samo z siebie czyta oraz pisze po
polsku. Tym bardziej nie.
Dziecko dokonuje wyboru swojego języka serca. Jeżeli żyje
zagranicą, chodzi tam do przedszkola i do szkoły, poznaje przyjaciół, a w końcu
studiuje i zakochuje się – mała jest szansa, by dominował w jego życiu język
polski. To skądinąd naturalne i zrozumiałe. Ale ten język polski nie musi też
zupełnie zniknąć, zostać – zwykle na etapie nastoletniego buntu czy wstydu, że
jest niewystarczająco dobry – porzucony. Tu właśnie jest miejsce na wprowadzanie
w życie wiedzy o dwu- i wielojęzyczności, która jest już dla nas dostępna. Dwujęzyczność
wymaga pracy, konsekwencji i wewnętrznej motywacji (rodziców i dziecka), ale
jest możliwa do osiągnięcia. A trud w takiej czy innej formie na pewno się w
przyszłości opłaci.