piątek, 29 kwietnia 2016

Jeszcze o teatrze...

Małe dzieci uczestniczą w spektaklach teatralnych, czytają książki (lub słuchają, gdy im się czyta) i oglądają filmy – animowane, ale także fabularne, adekwatne do ich wieku. W pewnym momencie dochodzi jednak do swoistego załamania – czytelnictwa i udziału w kulturze w ogóle. Wtedy teatr również przestaje być atrakcyjny. Dlaczego?
Jednym z powodów jest brak odpowiedniego repertuaru dla starszych klas podstawówki oraz gimnazjum. Istnieje luka między przedstawieniami dla maluchów a spektaklami dla licealistów i dorosłych. Tę lukę wypełniają tylko spektakle profilaktyczne oraz inscenizacje lektur szkolnych prezentowane młodym ludziom dwa razy do roku. Trudno oczekiwać, by dzięki nim utrzymać zainteresowanie sztuką teatralną wśród młodzieży, nie mówiąc już o wzbudzeniu do niej miłości…
Co robić w tej sytuacji? Jak zjednywać fanów dla teatru? Warto zaangażować dzieci po drugiej stronie kurtyny. Skoro już nie mogą być zbyt często widzami, niech będą aktorami! Mogą zatem przygotować teatrzyk dla młodszych kolegów – nie tylko taki z kukiełkami i kurtyną. Ciekawym pomysłem jest kamishibai, czyli japoński teatr obrazkowy. Dzieci odczytują zebranej publiczności historię i pokazują w drewnianej skrzynce gotowe ilustracje, ale mogą też same wybrać ciekawą baśń (np. arabską czy kazachską) i wykonać do niej ładne obrazki. Wtedy satysfakcja będzie jeszcze większa, a to o nią w edukacji teatralnej (i nie tylko) chodzi.
         Innym pomysłem jest – całkiem oczywisty – udział w apelach i uroczystościach szkolnych. Aktywna praca uczniów nawet przy montażach słowno-muzycznych jest dobrą okazją do prezentacji talentu recytatorskiego lub poziomu gry na instrumencie. Kto nie nadaje się do odgrywania roli, może odnaleźć się w innym działaniu – jako narrator, mim lub dźwiękowiec. Najważniejszy jest brak przymusu i możliwość realizacji.
            Zadbajmy o to, by młode pokolenie nie rezygnowało z bogactwa kultury. Czekając na ciekawe spektakle – wartościowe i adekwatne do wieku odbiorców, stwórzmy płaszczyznę kontaktu z teatrem, dajmy dzieciom możliwość zaangażowania się w sztukę, budujmy dobre skojarzenia. Dzięki takim krokom mamy szansę wychować nową publiczność teatralną. A może nawet samych ludzi teatru. W końcu zawsze ktoś jest po drugiej stronie kurtyny… 

czwartek, 14 kwietnia 2016

Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko

Zacytowana w tytule prawda życiowa jest niby oczywista. Jednakże uderza ona tak bardzo w poczucie estetyki osób dorosłych i ich potrzebę kontroli, że z reguły pozostaje jedynie teorią. Czy mogłoby być inaczej? Podzielę się dziś informacją zasłyszaną na konferencji – o przygodowych placach zabaw. Co to za miejsca?    
Przygodowe place zabaw dają dzieciom przestrzeń do tworzenia: budowania, wbijania gwoździ, konstruowania szałasów, malowania i tym podobnych działań. Są pełne opon, desek, puszek czy patyków. Nie są odgrodzone płotem, ale znajdują się w bezpiecznym miejscu. Na pierwszy rzut oka przypominają zagracone podwórko czy nawet uporządkowane śmietnisko. Brzmi znajomo?
W czasach, gdy rozwinął się sentyment do zapomnianego trzepaka, na pewno tak. Dawniej dzieci miały dostęp do kreatywnej, nieskrępowanej zabawy na świeżym powietrzu. Jednak czasy się zmieniły – trudno jednoznacznie wyrokować, czy na lepsze czy na gorsze.  Rodzice są nadopiekuńczy, regulacje prawne wprowadziły pewne ograniczenia, ale z drugiej strony bezpieczeństwo dzieci stało się – i trudno to kwestionować - sprawą bezwzględnie nadrzędną.  
Być może po kroku w przód, czyli stworzeniu nowoczesnych placów zabaw, przyszła pora na krok do tyłu. Nowe place są ładne, ale nieatrakcyjne dla dzieci, a przynajmniej nie rozwijają kreatywności, umiejętności współpracy czy zaradności. Nie pozwalają dzieciom poznawać własnych granic, słabych i mocnych stron. Realizują potrzeby dorosłych, a powinny przecież służyć najmłodszym.
Może warto wrócić do korzeni, stworzyć przestrzeń do autentycznej, twórczej, szalonej zabawy, pod nadzorem, ale nie kontrolą dorosłego. Nie negując przy tym kategorii bezpieczeństwa, lecz nie dając się jej też sterroryzować. W końcu chodzi o to, by dziecko było szczęśliwe.