Ostatni weekend upłynął mi – w związku z
piątkowym świętem Dnia Edukacji Narodowej – pod znakiem rozważań na temat
zawodu nauczyciela: w Polsce i na świecie, teraz i w ogóle.
Data 14. października może wzbudzać
bardzo różne emocje i prowadzić do mniej lub bardziej nieoczywistych wniosków. Trudno
dziś stwierdzić, jak społeczeństwo odnosi się do postaci nauczyciela. Najprościej
byłoby powiedzieć, że w sposób ambiwalentny.
W połowie października są oczywiście kwiaty,
miłe słowa – o wypełnianiu ważnej misji, o trudach nauczania i wychowywania, za
które dziękować to za mało. W rankingu najbardziej prestiżowych zawodów
nauczyciel trzyma się mocno. A przecież na co dzień przeważają negatywne
komentarze – o krótkim czasie pracy, długich wakacjach, niespełnianiu oczekiwań.
Trudno teraz w kilku zdaniach przeanalizować
powyższy temat. Można by za Jesperem Juulem, słynnym duńskim pedagogiem, poszukać
winy w samym szkolnym systemie, przestarzałym i nieprzychylnym jednostce. I jeszcze
w upolitycznieniu szkoły, która stara się dbać o dobro swych uczniów i brak
konfliktu na linii z rodzicami, ale często staje się kozłem ofiarnym niespójnej
wizji edukacji, pośród zmieniających się celów, wartości i założeń. Teraz znów
trudne czasy, skłaniające do narzekania, pesymizmu, rezygnacji.
Jakie na to remedium? Chyba tylko świadomość,
że nauczyciel to zawód specyficzny, bazujący na służbie drugiemu człowiekowi,
trudny, ale też dający satysfakcję. Zawód, który się czuje i wybiera. Pomimo trudnych
nierzadko konsekwencji. I mając na uwadze najważniejsze – ludzką relację ze
swoimi uczniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz