Nie, ten wpis nie będzie dotyczył Halloween.
Choć może pojawi się kilka słów luźno związanych z czarowaniem… Otóż wróciłam ostatnio
pamięcią do miejsc, które w moich szkolnych czasach nie cieszyły się u uczniów
zbyt wielką sympatią. Pomimo tego, że ich odwiedzanie oznaczało brak „normalnych”
lekcji. Pomyślałam, by sprawdzić, co zmieniło się w tych instytucjach w ciągu
ostatnich kilkunastu lat. A na szczęście – dla uczniów i nauczycieli – zmieniło
się wiele.
Pierwszym z miejsc, do których
uczniowska większość nie pałała zbyt wielką miłością, była biblioteka –
szkolna, gminna, miejska. W skrócie: każda. Oczywiście, mole książkowe nie
potrzebowały szczególnej zachęty, wiedziały, jakie skarby skrywają rzędy ponurych
regałów. Tymczasem reszta uczniów wydawała się znudzona panującą w bibliotece ciszą
i monotonią. Panie bibliotekarki też zaszufladkowano jako szare i spokojne,
ewentualnie – groźne, niedostępne. Jak wielki krok w kierunku zmiany postrzegania
bibliotek zrobiono w ciągu ostatnich dwóch dekad? Zgodny z interesem całego
społeczeństwa – potrzebujemy przecież ludzi czytających i oczytanych.
Budowanie własnej, domowej biblioteczki
to zadanie przyjemne i na lata, ale też związane z niemałymi kosztami. Dodatkowo,
dla wielu osób w naszym kraju wciąż niejasne, niepotrzebne. Są jeszcze – i długo
będą – domy bez duszy, czyli bez książek. Ale wypożyczanie stało się o wiele prostsze.
I bardziej atrakcyjne. Czytelnik młody i całkiem dorosły traktowany jest jako
mile widziany gość, klient nawet. Ściany pojaśniały, pomieszczenia biblioteczne
odzyskały dostęp do światła i większą przestrzeń, repertuar dostępnych tytułów stale
się powiększa, uwzględniając zainteresowania czytelników. Bibliotekarz to w
końcu człowiek z krwi i kości, do tego pomocny, sympatyczny i kompetentny. Jego
praca, pasja i wiedza leżą u podstaw rozmaitych akcji czytelniczych, happeningów,
spotkań autorskich, wystaw, warsztatów i… podróży (na początek palcem po mapie
i z nosem w książce, na przykład do Japonii: http://www.pedagogiczna.pl/index.php/57-galeria/1695-jako-tako-po-japonsku-warsztaty-czytelnicze-3).
Drugim miejscem, które w przeszłości
wzbudzało wśród uczniów pomruk niezadowolenia i dreszcz strachu nawet, było
muzeum. Przyznaję, że obecnie męczy mnie częsta w nowoczesnych budynkach
kakofonia dźwięków. Niemniej jednak w niepamięć odszedł złowrogi i
przestrzegany ponad wszelką miarę zakaz
dotykania eksponatów. Okazuje się, że poprzez zaangażowanie wszyscy, szczególnie
zaś najmłodsi, uczą się najwięcej i najlepiej. Wystawy zyskały na estetce, a wielość
pomocy multimedialnych wspomaga procesy poznawcze, jest zaproszeniem dla
młodych, żyjących przecież na co dzień w świecie elektroniki. Można więc zwiedzać
w sposób szybki i powierzchowny, można też poszerzać i pogłębiać wiedzę, przeglądając
dodatkowe materiały. Adresów godnych polecenia jest co niemiara, o kilku
muzeach chciałabym zresztą w najbliższym czasie napisać więcej. Teraz polecę
tylko wystawę etnograficzną w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu, gdyż – po prostu
- darzę ją dużą sympatią (więcej tutaj: http://muzeum.opole.pl/wystawy/stale/).
I w ten
sposób dobrnęliśmy do trzeciego miejsca, które przeszło sporą metamorfozę,
próbując zyskać nowych fanów - do
teatru. Ten jest i zawsze był mi szczególnie bliski. Parokrotnie zwracałam już uwagę
w poprzednich wpisach (np. tutaj: http://pedagogiczna-pbwopole.blogspot.de/2016/04/jeszcze-o-teatrze.html
i tu: http://pedagogiczna-pbwopole.blogspot.de/2016/03/zabawa-w-teatr.html),
że dla odbiorców w pewnym wieku brakuje repertuaru i istnieje przez to ryzyko,
iż dziecko zaprzyjaźnione z teatrem nie wróci do niego jako dorosły. Ważne jest,
by nastoletni widzowie także czuli, że nurtujące ich sprawy, przeżywane przez
nich dylematy czy emocje znajdują swoje odzwierciedlenie w sztukach odgrywanych
na deskach teatru. Przecież już piąto- czy szóstoklasiści nie odnajdują siebie
w repertuarze dziecięcym. Choć to też akurat kwestia inscenizacji, bo pamiętam
pozytywne wrażenia, jakie na moich „starszakach” z klasy IV, V i VI wywołała
inscenizacja baśni – a jakże! - „Królowa śniegu” w Kochanowskim (http://teatropole.pl/uncategorized/krolowa-sniegu/).
Korzystajmy z pomocy, jaką w edukowaniu i
wychowywaniu dają nam biblioteki, muzea i teatry. Korzystajmy, bo na świecie –
jak zawsze – potrzeba ludzi mądrych, wrażliwych i samodzielnych. Kontakt z
książką, historią czy sztuką jest nieoceniony. Nie każdy uczeń zrozumie i
pokocha każde z opisanych przeze mnie miejsc. I pewno nie musi. Ale ważne, by
mógł te miejsca poznać i dokonać świadomego wyboru, czy z ich usług w życiu rezygnuje
czy jednak nie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz