Profesor Zimbardo - ten od eksperymentu
więziennego i psychologii zła, ostatnio zaś także od bohaterstwa dnia
codziennego – bada od lat 70. XX wieku problem nieśmiałości wśród dzieci i
dorosłych. Skala zjawiska systematycznie wzrasta, powodując, że to zagadnienie
z psychologii społecznej zaczyna być postrzegane jako choroba społeczna. Dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie jest dosyć
prosta i wpisuje się w moją osobistą potrzebę krytyki tempa naszych czasów. Czasów,
które oddają to, co najlepsze osobom dynamicznym, przedsiębiorczym, aktywnym i
hałaśliwym. Ostatnio pojawiło się wiele publikacji książkowych i forów
internetowych poświęconych introwertykom. Dają sobie oni prawo do bycia sobą, czyli
osobami, które swą percepcję i działania kierują do wewnątrz, a w mniejszym
stopniu na świat zewnętrzny, poza swoimi myślami i uczuciami. Współczesny świat
sprzyja ekstrawertykom – to ich modele zachowań uchodzą za „normalne”. Na pewno
są bardziej prospołeczne, warto jednak pamiętać, że ludzie są różni.
A wracając do nieśmiałości – daje ona
nam powoli o sobie znać, jak introwersja. I tu chyba ciekawsze pytanie: po co?
Moim zdaniem, jako ostrzeżenie. Nie wszyscy osiągniemy szczyty – wiedzy,
bogactwa i sławy. Nie wszyscy musimy też grać w tę grę – biegnąc z innymi
szczurami po wątpliwy sukces. Pewnych tendencji nie da się od razu zmienić i
zawrócić, ale warto zastanowić się, jaki świat gotujemy najmłodszym.
Czy potrzebują kolejnych bodźców w
postaci urządzeń multimedialnych, zajęć pozalekcyjnych i powolnej alienacji? Raczej
fajnie byłoby mieć pokolenie, które potrafi zadbać o swoje zdrowie, uprawiając
sport dla przyjemności (niekoniecznie dla rywalizacji) i zdrowo się odżywiając.
Które potrafi współpracować przy rozmaitych projektach, także obywatelskich. Które
żyje świadomie, a więc trochę wolniej i bez przymusu robienia wszystkiego. I z poczuciem
osobistego sukcesu – nawet jeśli nie ma się cech urodzonego lidera czy showmana.
Dziecko
nieśmiałe żyje w lęku. Lęk to przeciwieństwo radości życia, poczucia własnej wartości,
zaufania do siebie i świata. Nierzadko dom i szkoła pogłębiają ten lęk –
przyklejając etykietki, podnosząc wymagania, ośmieszając. A tymczasem potrzeba
tego, co zwykle – życzliwego wsparcia, zatrzymania się, przychylnej
cierpliwości. Potrzeba, żebyśmy byli dla siebie nawzajem bardziej ludzcy.