sobota, 24 grudnia 2016

Zróbmy sobie hygge-święta!

Moda na Skandynawię trwa - równolegle do kilku innych mód zresztą, by wymienić tylko mindfulness czy praktykowanie wdzięczności. Dobrze ma się skandynawski styl w naszych wnętrzach, ale także szerzej pojęty skandynawski styl życia. Ostatnio często na celowniku pojawia się Dania, zwłaszcza w kontekście znanego od pokoleń, a teraz z namaszczeniem opisywanego sposobu na szczęście. Tenże nosi duńską nazwę hygge i oznacza tyle, co odnajdywanie upragnionego stanu w codzienności, w drobnych przyjemnościach.  
Czemuż nie spróbować tej mody? Uprawianie hygge od wieków wiąże się z koniecznością przetrwania – fizycznie i psychicznie – długiej, skandynawskiej zimy. Zatem pora obchodzonych właśnie Świąt Bożego Narodzenia wydaje się idealna, by poszukać szczęścia i radości  w  prostych czynnościach wykonywanych w bliskim, rodzinnym gronie. Bez pośpiechu! Co prawda, upragnionego śniegu raczej nie doczekamy, ale mimo tego miło posiedzieć razem w ciepłych domach, może nawet przy kominku, nad grą planszową czy albumem fotografii lub obejrzeć wspólnie refleksyjny, pozytywny film. Słodkich i słonych przekąsek też zapewne nie zabraknie…  
A po świętach? Proponuję zabrać z sobą tę uważność, niespieszne tempo i umiejętne odpoczywanie w Nowy Rok 2017! Bo jednym z najważniejszych, a na pewno najbardziej sensownych postanowień noworocznych jest – moim zdaniem – zadbać o siebie. Dać sobie czas. I być blisko tych, którzy nas potrzebują, kochają. W sumie, do szkoły też warto z sobą zabrać hygge po świętach. Na początek do świetlicy lub na lekcję wychowawczą. Ale jakby się dobrze zastanowić, to przyda się nie tylko tam… Wesołych Świąt!   

czwartek, 15 grudnia 2016

Stare błędy, nowe błędy: pewność siebie

Coraz częściej analiza różnych raportów, doniesień naukowych, informacji prasowych czy po prostu codzienna obserwacja dzieci skłania mnie do wniosku, że stare błędy wychowawcze zastępujemy nowymi, a działania, które pierwotnie miały na celu poprawić sytuację i wykorzenić przestarzałe przekonania, zostają wypaczone, źle zrozumiane, przedobrzone. Jako przykład pierwszy z brzegu niech posłuży proces budowania u najmłodszych pewności siebie.
Jak wiadomo, trudno bez niej o sukces. Nieważne zresztą, czy rozpatrujemy go w kategoriach zawodowych, finansowych czy – trudnego do zdefiniowania – poczucia szczęścia. Dziecko z zaburzoną samooceną, niepewne siebie, zahukane będzie miało trudność z osiągnięciem obranego celu (nie tylko w kontekście nauki w szkole), z uznaniem krytyki czy porażki, ze zwróceniem się po pomoc, z  konsekwentnym podążaniem własną drogą – jeśli własną drogę w ogóle odkryje i zaakceptuje.
Dawniej system szkolny i wychowawczy w ogóle (w domu, na podwórku, w różnych sytuacjach społecznych) produkował zdyscyplinowane i uległe jednostki. Buntownicy się zdarzali, a jakże, często jednak jako druga skrajność – aroganccy, agresywni, nie dali sobie w kaszę dmuchać. Tak źle i tak niedobrze. Potrzeba było, jak zwykle, złotego środka. Wiary w swoją wyjątkowość, która nie ogranicza jednak perspektywy do czubka własnego nosa. I w końcu podjęto stosowne działania. Promocja praw dziecka, demokratyzacja kolejnych grup społecznych, kult indywidualizmu wprowadziły w ostatnim stuleciu sporo zmian.
Tylko ludzkość lubi się zapędzać. Łatwo jest zachłysnąć się prawami, zapominając przy tym o obowiązkach, o równowadze. Teraz wydaje nam się często, że większość dzieciaków zrobiła się arogancka i agresywna, a to podobno znaczy, iż lekcja pewności siebie została odrobiona. Nic bardziej błędnego. Postawa roszczeniowa, wiara, że coś mi się od świata należy to nie tylko przeciwieństwo zdrowej pewności siebie, ale przede wszystkim przeciwieństwo postawy  pełnej wdzięczności i empatii. I jeśli nawet sukces – to bardzo powierzchowny oraz nietrwały. Złotego środka w dalszym ciągu brak.