Chciałabym
dziś napisać kilka słów na temat miejsca seniorów w szkole. I bynajmniej nie będę
się zajmowała działalnością uniwersytetu trzeciego wieku. Wręcz przeciwnie,
pozostanę przy młodzieży.
Warto byłoby na samym początku zdefiniować
sobie w ogóle pojęcie seniora. Uznam, że chodzi o osoby po 60. roku życia, choć
mam świadomość pewnego nadużycia – współcześnie bowiem są to przecież aktywni ludzie, często także zawodowo
i zapewne niechętnie sami siebie widzą oni w gronie tzw. seniorów. Ale w
rodzinie najczęściej pełnią już zaszczytne role babć i dziadków.
Dziś nawet w Polsce, nawet na
śląskiej wsi, domy zamieszkane przez rodziny wielopokoleniowe stają się coraz
rzadszym zjawiskiem. Dzieci spotykają swych dziadków nie na co dzień, a w
weekendy lub rzadziej. Taka sytuacja – jak każda – ma zapewne swoje plusy i
minusy. Do minusów należy to, że nauka szacunku do starszych oraz ich życiowej mądrości
przestaje być czymś oczywistym. A po co dzieciom starsi? Mniej sprawni
fizycznie i zdecydowanie mniej sprawni w dziedzinie informatyki? Czy wciąż mogą
być wzorem?
Łatwiej powiedzieć, po co starszym
młodzi. Starość – temat trudny, nielubiany, a jednak coraz bardziej modny. Przecież
wszyscy przemijamy, a na pewno wyraźnie widać to na tle naszych starzejących się
społeczeństw. Osoby starsze chcą i powinny jak najdłużej zachować aktywność,
zdrowie, ciekawość świata. W tym kontakt z młodymi pomoże. Uwrażliwiając tych
młodych jednocześnie na potrzeby drugiego człowieka, ucząc tolerancji dla
słabości, ale także większego spokoju. Posadzić juniora koło seniora – to jedna
z najprostszych, a przy okazji najciekawszych lekcji empatii. Warto dzieciom
takie lekcje podarować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz