środa, 22 lipca 2015

Wywczasy pod gruszą

Od kilku już lat obserwować możemy rozwój nowego trendu, który nakazuje nam zwolnić i delektować się codziennością. Ruch slow life (z ang. powolne życie), bo o nim mowa, zatacza coraz szersze kręgi. Co prawda na co dzień ciężko nam jeszcze dostrzec jego wpływy, zbyt pochłonięci jesteśmy pośpiesznym załatwianiem spraw, spłacaniem kredytów, wiązaniem końca z końcem… Świat tak bardzo się rozpędził, że nie zatrzymamy go zapewne w ciągu życia jednego tylko pokolenia, ale warto - dla własnego zdrowia fizycznego i psychicznego chociażby - zainteresować się tym, jak można by samemu trochę zwolnić. I w końcu (naprawdę) pożyć…  
Najbardziej popularna wydaje się teraz idea slow food (z ang. powolne jedzenie), stanowiąca zupełne przeciwieństwo śmieciowego jedzenia odgrzewanego w mikrofalówkach bądź kupowanego w pośpiechu w tzw. restauracjach typu fast food (z ang. szybkie jedzenie). Ta rodzi oczywiście swoistą modę na ekologiczne produkty żywnościowe, na samodzielne pichcenie przysmaków w domowym zaciszu. I dzielenie się przepisami na blogach – kulinarnych jest zdecydowanie więcej niż pedagogicznych ;) Niektórych zniechęca określenie moda – wprowadza ono element oceniający, sugeruje jakąś tymczasowość, może prowadzić do nadużyć czy przejaskrawień. Zgoda, ale i tak – moim zdaniem – lepsza moda na ekologiczne jedzenie niż na hamburgery czy moda na niepalenie w przeciwieństwie do tej na palenie…
I tak powoli (a jakże!) zmierzam do puenty. Czyż wakacje (dla ucznia i dla nauczyciela) nie są cudowną okazją, by spróbować, jak idea slow life sprawdza się w praktyce? Nie stać nas na wymyślne (czyli drogie) podróże? Tym lepiej. Pod przysłowiową gruszą (lub preferując wariant jak u Kochanowskiego – pod rozłożystą lipą) możemy oddać się słodkiemu leniuchowaniu, zadumie, marzeniom. Czas wreszcie zwalania, do zachodu słońca daleko, a o świcie przecież nikt nas i tak nigdzie nie będzie gonił. Na co dzień zapominamy o odpoczynku. Wyciskamy z naszego organizmu wszystkie soki. Poganiamy siebie, bliskich i zupełnie obcych nam ludzi. Może pora przypomnieć sobie wreszcie, co to znaczy relaks? Bez odkładania tego na wieczne nigdy. A zatem pod gruszę! Przyjemności!

2 komentarze:

  1. "Czas wreszcie zwalania, do zachodu słońca daleko, a o świcie przecież nikt nas i tak nigdzie nie będzie gonił." To zdjęć z podróży nie będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku ich, rzeczywiście, niewiele ;) pozdrawiam!

      Usuń