Od
kilku już lat obserwować możemy rozwój nowego trendu, który nakazuje nam zwolnić
i delektować się codziennością. Ruch slow
life (z ang. powolne życie), bo o nim mowa, zatacza coraz szersze kręgi. Co
prawda na co dzień ciężko nam jeszcze dostrzec jego wpływy, zbyt pochłonięci jesteśmy
pośpiesznym załatwianiem spraw, spłacaniem kredytów, wiązaniem końca z końcem…
Świat tak bardzo się rozpędził, że nie zatrzymamy go zapewne w ciągu życia
jednego tylko pokolenia, ale warto - dla własnego zdrowia fizycznego i
psychicznego chociażby - zainteresować się tym, jak można by samemu trochę
zwolnić. I w końcu (naprawdę) pożyć…
Najbardziej
popularna wydaje się teraz idea slow food
(z ang. powolne jedzenie), stanowiąca zupełne przeciwieństwo śmieciowego
jedzenia odgrzewanego w mikrofalówkach bądź kupowanego w pośpiechu w tzw.
restauracjach typu fast food (z ang.
szybkie jedzenie). Ta rodzi
oczywiście swoistą modę na ekologiczne produkty żywnościowe, na samodzielne
pichcenie przysmaków w domowym zaciszu. I dzielenie się przepisami na blogach –
kulinarnych jest zdecydowanie więcej niż pedagogicznych ;) Niektórych zniechęca
określenie moda – wprowadza ono element
oceniający, sugeruje jakąś tymczasowość, może prowadzić do nadużyć czy
przejaskrawień. Zgoda, ale i tak – moim zdaniem – lepsza moda na ekologiczne
jedzenie niż na hamburgery czy moda na niepalenie w przeciwieństwie do tej na
palenie…
I
tak powoli (a jakże!) zmierzam do puenty. Czyż wakacje (dla ucznia i dla
nauczyciela) nie są cudowną okazją, by spróbować, jak idea slow life sprawdza się w praktyce? Nie stać nas na wymyślne (czyli
drogie) podróże? Tym lepiej. Pod przysłowiową gruszą (lub preferując wariant
jak u Kochanowskiego – pod rozłożystą lipą) możemy oddać się słodkiemu
leniuchowaniu, zadumie, marzeniom. Czas wreszcie zwalania, do zachodu słońca
daleko, a o świcie przecież nikt nas i tak nigdzie nie będzie gonił. Na co
dzień zapominamy o odpoczynku. Wyciskamy z naszego organizmu wszystkie soki. Poganiamy
siebie, bliskich i zupełnie obcych nam ludzi. Może pora przypomnieć sobie
wreszcie, co to znaczy relaks? Bez odkładania tego na wieczne nigdy. A zatem
pod gruszę! Przyjemności!
"Czas wreszcie zwalania, do zachodu słońca daleko, a o świcie przecież nikt nas i tak nigdzie nie będzie gonił." To zdjęć z podróży nie będzie?
OdpowiedzUsuńW tym roku ich, rzeczywiście, niewiele ;) pozdrawiam!
Usuń