Niezmiennie
od lat wracam z uczniami kolejnych klas czwartych do lektury Ani z Zielonego Wzgórza. Jednym książka
(i sama bohaterka) podoba się bardziej (raczej dziewczynkom, choć są wyjątki),
innym mniej, bywa też, że nie podoba się wcale. Sama mam już do tego tekstu
stosunek ambiwalentny – z racji wspomnianych powyżej wielokrotnych powrotów. Nie
rezygnuję jednak z pokazania uczniom tej klasycznej pozycji literatury dla
dzieci i młodzieży. Klasycznej, zatem uniwersalnej (w zbiorach PBW dostępna
jest zarówno książka, jak i film czy słuchowisko radiowe – przeszukaj katalogi
online: http://81.219.21.234:8081/F).
A
jaka jest moja najświeższa refleksja? Ma związek z relacją między Anią a
Marylą. Pierwszy wniosek dotyczy nowatorskiego – jak na końcówkę XIX wieku –
wychowania: bez krzyku i kar cielesnych. Drugi – znaczenia samej relacji. Maryla
była de facto starą panną, bezdzietną i mieszkającą z podupadającym na zdrowiu,
samotnym bratem. Jej początkowy chłód emocjonalny, pewna ostrożność i surowość
ustępują z czasem miejsca serdeczności. Kobieta uczy się okazywać swe uczucia,
staje się emocjonalna. Nawzajem z Anią wpływają one na siebie i prowokują
wewnętrzne metamorfozy.
Jako
humanista i pedagog nie mam wątpliwości, że najważniejsze w życiu to głębokie i
autentyczne związki między ludźmi. Dodatkowo, parafrazując Marię Janion, trzy
najbardziej satysfakcjonujące role to rola matki, ojca oraz nauczyciela. Wszystkie
powiązane są z obecnością drugiego człowieka i z życiem dla drugiego człowieka.
Nasze człowieczeństwo na tym się opiera, a rozwój wewnętrznego potencjału w
takich warunkach staje się możliwy. Głęboka, prawdziwa i szczera relacja między
Anią i Marylą to zapewne klucz do ich poczucia szczęścia, a dla nas aktualna od
dziesięcioleci wskazówka. W końcu klasyczna lektura jest uniwersalna. W swej
mądrości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz