sobota, 28 października 2017

Jak to się robi w Izraelu?

Jakiś czas temu pisałam o przygodowych placach zabaw (http://pedagogiczna-pbwopole.blogspot.co.il/2016/04/brudne-dziecko-to-szczesliwe-dziecko.html). Dziś, przebywając w kibucu Jizre’el na północy Izraela, dochodzę do bardzo podobnych wniosków: zaszliśmy zbyt daleko w kwestii estetyki i standardów bezpieczeństwa. Dziecko nie potrzebuje, by miejsce do zabawy było piękne – musi być ciekawe, stwarzać okazje do zabawy i wykazania się kreatywnością.



Oczywiście, patrząc na te place i podwórka zastanawiam się chociażby nad kwestią higieny. Od razu jednak robię się sentymentalna, gdyż przypomina mi się przydomowe podwórko, pełne starych przedmiotów – garnków, pudełek, łopatek. I pełne… ziemi. Niewiele więcej potrzebowałyśmy z kuzynką do szczęścia. Codziennie po szkole zabawa w dom czy sklep trwała w najlepsze. Wzmacniając mimochodem naszą odporność.


Miejscowi wychowawcy w kibucowym żłobku i przedszkolu są zgodni – dzieci świetnie się bawią, grzebią w piachu, oblizują zabawki (i przedmioty – jakby to ująć - w roli zabawek) i uodparniają się stopniowo na zarazki. Trudno wyobrazić dziś sobie, aby dziś gdziekolwiek w Polsce (czy – szerzej – w Europie) z pełną świadomością stworzyć plac zabaw podobny do tego ze zdjęć. Jednak z drugiej strony pora powoli zrewidować nasze myślenie, skażone biurokracją, nadodpowiedzialnością i poczuciem, że wiemy, co dla maluchów najlepsze.


Jak mawiał Korczak, trzeba pozwolić dzieciom być dziećmi. Nierzadko właśnie grzebiącymi w ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz