Zacytowana w tytule prawda życiowa jest niby oczywista. Jednakże uderza ona
tak bardzo w poczucie estetyki osób dorosłych i ich potrzebę kontroli, że z
reguły pozostaje jedynie teorią. Czy mogłoby być inaczej? Podzielę się dziś
informacją zasłyszaną na konferencji – o przygodowych placach zabaw. Co to za
miejsca?
Przygodowe place zabaw dają dzieciom przestrzeń do tworzenia: budowania,
wbijania gwoździ, konstruowania szałasów, malowania i tym podobnych działań. Są
pełne opon, desek, puszek czy patyków. Nie są odgrodzone płotem, ale znajdują się
w bezpiecznym miejscu. Na pierwszy rzut oka przypominają zagracone podwórko czy
nawet uporządkowane śmietnisko. Brzmi znajomo?
W czasach, gdy rozwinął się sentyment do zapomnianego trzepaka, na pewno
tak. Dawniej dzieci miały dostęp do kreatywnej, nieskrępowanej zabawy na
świeżym powietrzu. Jednak czasy się zmieniły – trudno jednoznacznie wyrokować,
czy na lepsze czy na gorsze. Rodzice są
nadopiekuńczy, regulacje prawne wprowadziły pewne ograniczenia, ale z drugiej
strony bezpieczeństwo dzieci stało się – i trudno to kwestionować - sprawą
bezwzględnie nadrzędną.
Być może po kroku w przód, czyli stworzeniu nowoczesnych placów zabaw, przyszła
pora na krok do tyłu. Nowe place są ładne, ale nieatrakcyjne dla dzieci, a
przynajmniej nie rozwijają kreatywności, umiejętności współpracy czy
zaradności. Nie pozwalają dzieciom poznawać własnych granic, słabych i mocnych
stron. Realizują potrzeby dorosłych, a powinny przecież służyć najmłodszym.
Może warto wrócić do korzeni, stworzyć przestrzeń do autentycznej, twórczej,
szalonej zabawy, pod nadzorem, ale nie kontrolą dorosłego. Nie negując przy tym
kategorii bezpieczeństwa, lecz nie dając się jej też sterroryzować. W końcu chodzi
o to, by dziecko było szczęśliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz