Być
może na skutek niżu demograficznego, choć z pewnością nie jest to jedyny powód,
obniżył się i stale obniża poziom motywacji uczniów do nauki. Tak, widać to już
w podstawówce. Zanim trafią w moje ręce czwartoklasiści, mają oni za sobą
pierwszy poważny kryzys - dziesięciolatka. A przed sobą dojrzewanie, które też
następuje coraz szybciej, nie czekając wcale do rozpoczęcia przez uczniów nauki
w gimnazjum.
Jakiś
czas temu, gdy zreflektowałam się, że moja klasa V nie zachwyca wynikami
adekwatnymi do swojego potencjału, poprosiłam o pomoc panią pedagog. Cel:
zdiagnozowanie podczas zabawy na lekcji wychowawczej przyczyn braku motywacji i
określenie skutecznych motywatorów. Zajęcia okazały się wesołe i kreatywne. Dzieci
wskazały sporą listę czynników, które zachęcają je – potencjalnie – do nauki. I
rozpoczęła się licytacja. Jak się Państwu wydaje, który motywator zwyciężył? Pieniądze.
Lub nagroda rzeczowa (oczywiście, nie jakaś tam czekolada czy książka, choć i
tutaj zdarzył się jeden chwalebny wyjątek…). Znak współczesnych czasów, jak
rozumiem. Ale czym za chwilę zmotywujemy te dzieci – w gimnazjum, w technikum?
Póki
co, jest jeszcze światełko w tunelu. Okazało się, że piątoklasiści cenią też
wysoko… pochwałę rodzica, zwłaszcza mamy. Pożyteczna wskazówka – i dla
nauczyciela, żeby nie obawiał się, tylko stosował zachęty oraz dobre słowo, i
dla rodzica – bo po co od razu obiecywać tablet, jeżeli pewne efekty można otrzymać
praktycznie za darmo. A precyzując: bez kosztów materialnych. Tym bardziej, że
przed dziećmi i rodzicami jeszcze długa i nieraz wyboista droga edukacji. A i w
dorosłym życiu, w tym w pracy zawodowej, nic się nie sprawdza lepiej niż
motywacja wewnętrzna. Tej zaś nie rozwiną ani pieniądze, ani nagrody rzeczowe, jakkolwiek
miło je czasem otrzymać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz