O tym, że królową nauk – obok matematyki, oczywiście – jest powtarzanie,
zapewne wszyscy słyszeliśmy. Uczenie się każdego nowego zagadnienia, każdej
nieznanej dotąd umiejętności – czy to będzie pływanie, gramatyka języka obcego
czy filetowanie ryby – wymaga od nas, systematycznych najlepiej, powtórek. Dziecko,
które funkcjonuje w świecie stosunkowo niedługo, stale uczy się czegoś nowego –
w szkole i poza nią. I także – jak tlenu – potrzebuje powtarzania.
Pominę teraz oczywiste dla każdego nauczyciela przedmiotu życzenie, by
uczniowie w domu utrwalili omówione na lekcji zagadnienia teoretyczne oraz przećwiczyli
nowe umiejętności. Nauczanie ma swoją wielowiekową tradycję, ale wciąż zdarzają
się uczniowie i/lub rodzice, którzy nie rozumieją tej prostej zasady. Niektórzy
dzięki tzw. wrodzonej inteligencji radzą sobie całkiem nieźle – do czasu
przynajmniej. Chciałabym jednak wyjść z tematem powtarzania poza podręcznik i
utrwalanie wiedzy przed sprawdzianem, choć niekoniecznie poza szkolne mury.
Wiele mówi się dziś o tym, że dziecko musi mieć wyznaczone granice. Oprócz dyscypliny,
którą daje konsekwentne przestrzeganie i egzekwowanie tych granic, pojawia się jeszcze
jeden, wcale nie mniej znaczący, skutek. Dziecku porządkuje się świat. My,
dorośli, lepiej lub gorzej odnajdujemy się we współczesnych, chaotycznych
czasach. Mamy już wypracowane pewne mechanizmy, dzięki którym funkcjonujemy w
codzienności. Dzieci dopiero się uczą. Nie będą pewne siebie, dojrzałe ani tym
bardziej kreatywne, jeśli nie zapewnimy im bezpiecznych ram. A te daje powtarzalność.
Gdzie jej szukać?
W porannym wstawaniu o tej samej
porze, w jedzeniu śniadania w domu przy stole, w myciu zębów po posiłku, w
zorganizowanym toku lekcji (sprawdzenie obecności, zadania domowego, pytanie o
samopoczucie uczniów i w końcu podsumowanie tematu – pomiędzy zostaje jeszcze
sporo czasu na podstawę programową i odrobina na innowacje). Dziecko, mądrze pokierowane
przez dorosłych, zna swoje obowiązki, codziennie zmywa naczynia, wyprowadza psa
na spacer, odrabia zadanie. Ma czas na zabawę, na komputer – byle ograniczony! Zdąży
poczytać książkę, w tym także lekturę – bo wykształciło w sobie pewien nawyk.
Czasy są zawsze jakieś. Dziś dzieci szybko się uczą, że zjeść na co dzień
obiad z rodzicami to raczej niemożliwe. Ale jest przecież jeszcze kolacja czy
obiad w niedzielę. Od komputerów nie uciekniemy, jednak możemy pokazać inne
formy rozrywki i kontrolować czas spędzany przed ekranem. Uczmy młode pokolenie
samodzielności, lecz nie bezkarności. Wymagajmy kreatywności, dajmy jednak
najpierw jakieś zdrowe ramy. Zatrzymajmy się – powtarzanie prostych czynności
pomoże. Nam i ludziom dookoła, zwłaszcza tym młodszym (i dużo starszym także –
wracając na moment do tematu seniora).