piątek, 31 lipca 2015

Niech żyje nuda!

Czasy takie, że nie można dziecka zostawić na chwilę. Bez zajęcia. Bez zabawki, komputera, smartfona. Wszędzie kolory, atrakcje, adrenalina. Pośpiech oraz wysokie obroty. Multitasking. Media, multimedia, reklama. Kiedyś był cyrk od czasu do czasu, święto, wyjątkowa sprawa. Dziś jakbyśmy cały czas byli w cyrku. Nie wiem, czy nie małpami zresztą. A co na to mózg?
            Mózg to wyjątkowy organ. W pewnym sensie cud natury. Przedmiot badań i zachwytów specjalistów różnych dziedzin: biologów, psychiatrów, neurologów, inżynierów. Aby działać bez zarzutu, mózg potrzebuje, żebyśmy czasem odpoczęli, zaprzestali dostarczać mu wciąż nowe bodźce. I nie chodzi tu tylko o sen – nasz organizm regeneruje się wtedy, a mózg nie odpoczywa, tylko porządkuje wszystkie zebrane w ciągu dnia dane. Chodzi także, a u dzieci przede wszystkim, o okresy (zapomnianego ostatnio) nicnierobienia i (wywołującej przerażenie i dezaprobatę) nudy.
            Nuda przynależy do dzieciństwa. Pozwala na chwilę relaksu, a przez to stymuluje mózg do sprawniejszego działania. Podnosi poprzeczkę. Pobudza kreatywność i twórczość, a przez to rozwój dzieci. Uczy samodzielności, bo nie zawsze w życiu wszystkie rozwiązania podawane są na tacy. Niepotrzebnie wpadamy dziś w panikę, gdy dziecko wypowiada stare jak świat: „Nudzi mi się”. I bardzo dobrze. Niech się ponudzi. Nie dajmy się sterroryzować przymusowi zapewniania ciągłych atrakcji , bo to pułapka i droga donikąd. Pokażmy dzieciom, że jest w życiu czas na pracę i na odpoczynek. A czasem na nudę. Może po wspólnym, wakacyjnym nicnierobieniu narodzą się jakieś ciekawe pomysły? Czego Państwu i sobie życzę.       

środa, 22 lipca 2015

Wywczasy pod gruszą

Od kilku już lat obserwować możemy rozwój nowego trendu, który nakazuje nam zwolnić i delektować się codziennością. Ruch slow life (z ang. powolne życie), bo o nim mowa, zatacza coraz szersze kręgi. Co prawda na co dzień ciężko nam jeszcze dostrzec jego wpływy, zbyt pochłonięci jesteśmy pośpiesznym załatwianiem spraw, spłacaniem kredytów, wiązaniem końca z końcem… Świat tak bardzo się rozpędził, że nie zatrzymamy go zapewne w ciągu życia jednego tylko pokolenia, ale warto - dla własnego zdrowia fizycznego i psychicznego chociażby - zainteresować się tym, jak można by samemu trochę zwolnić. I w końcu (naprawdę) pożyć…  
Najbardziej popularna wydaje się teraz idea slow food (z ang. powolne jedzenie), stanowiąca zupełne przeciwieństwo śmieciowego jedzenia odgrzewanego w mikrofalówkach bądź kupowanego w pośpiechu w tzw. restauracjach typu fast food (z ang. szybkie jedzenie). Ta rodzi oczywiście swoistą modę na ekologiczne produkty żywnościowe, na samodzielne pichcenie przysmaków w domowym zaciszu. I dzielenie się przepisami na blogach – kulinarnych jest zdecydowanie więcej niż pedagogicznych ;) Niektórych zniechęca określenie moda – wprowadza ono element oceniający, sugeruje jakąś tymczasowość, może prowadzić do nadużyć czy przejaskrawień. Zgoda, ale i tak – moim zdaniem – lepsza moda na ekologiczne jedzenie niż na hamburgery czy moda na niepalenie w przeciwieństwie do tej na palenie…
I tak powoli (a jakże!) zmierzam do puenty. Czyż wakacje (dla ucznia i dla nauczyciela) nie są cudowną okazją, by spróbować, jak idea slow life sprawdza się w praktyce? Nie stać nas na wymyślne (czyli drogie) podróże? Tym lepiej. Pod przysłowiową gruszą (lub preferując wariant jak u Kochanowskiego – pod rozłożystą lipą) możemy oddać się słodkiemu leniuchowaniu, zadumie, marzeniom. Czas wreszcie zwalania, do zachodu słońca daleko, a o świcie przecież nikt nas i tak nigdzie nie będzie gonił. Na co dzień zapominamy o odpoczynku. Wyciskamy z naszego organizmu wszystkie soki. Poganiamy siebie, bliskich i zupełnie obcych nam ludzi. Może pora przypomnieć sobie wreszcie, co to znaczy relaks? Bez odkładania tego na wieczne nigdy. A zatem pod gruszę! Przyjemności!