niedziela, 25 stycznia 2015

Królowa Matematyka

Lubię matematykę. Tak, jestem polonistą, humanistą. I cóż z tego? Przecież jedno drugiego nie wyklucza. Lubię rozwiązywać zadania, bo to daje satysfakcję, uczy logicznego myślenia, rozwija. Nie wyobrażam sobie natomiast, jak można uczyć matematyki. Zwłaszcza współcześnie. Na każdym etapie edukacyjnym problem, kryzys, braki. Dzieci w klasie na zróżnicowanym poziomie, często zniechęcone, nie pracują systematycznie, a niestety, matematyka bez powtarzania treści i ćwiczeń praktycznych nie istnieje…  
Wszyscy słyszymy co jakiś czas o problemach maturzystów polskich z matematyką. Już przyzwyczailiśmy się do informacji o niskim odsetku zdających. Już bez głębszej refleksji powtarzamy wnioski powielane przez media – że 10 lat bez matury z matematyki robi swoje. Oczywiście, że robi. Wiedzą o tym najlepiej na wyższych uczelniach technicznych, na których normą jest obecnie organizowanie swoistych zajęć dydaktyczno-wyrównawczych z matematyki. Bo przecież na politechnice bez wiedzy i umiejętności rozwijanych przez królową nauk ani rusz… Ale teraz okazuje się, że matura to niejedyny egzamin zewnętrzny, na którym ujawniają się kłopoty polskich uczniów z matematyką. Po próbnych testach na przełomie grudnia i stycznia widać, iż problem sięga szkół podstawowych.
Jak zaradzić tej matematycznej niemocy? Nie wiem. Obawiam się jednak coraz bardziej o kolejne dziedziny wiedzy, systematycznie – chociażby na skutek reform – marginalizowane czy wykluczane. Bo przecież na wspomnianym sprawdzianie szóstoklasisty już od kilku lat nie pojawiają się treści z zakresu historii czy przyrody. I na razie na pewno się nie pojawią. Wkrótce zapewne usłyszę, że na egzaminie gimnazjalnym niskie wyniki zanotowano w dziedzinie nauk przyrodniczych. Bo nie będzie dobrych wyników bez powtarzania, pogłębiania, zaangażowania. Czasy mamy może powierzchowne, ale powierzchowność nie sprawdza się ani w nauczaniu, ani uczeniu się. Wniosek prosty jak dwa razy dwa…  bo to działania chyba wciąż można uznać za proste?

czwartek, 8 stycznia 2015

Kryzys wyobraźni?

Powrót do szkoły po Nowym Roku przywitał uczniów i nauczycieli szkół podstawowych konkursami przedmiotowymi. Na pierwszy ogień już 7 stycznia poszli uczestnicy etapu gminnego/miejskiego Wojewódzkiego Konkursu Polonistycznego. Dla dzieci to na pewno nie najlepsza sytuacja – po długiej przerwie świątecznej zasiąść do zmagań konkursowych. Biorąc pod uwagę wiek uczestników (około 11-12 lat), takie rozwiązanie jest chyba gorsze niż pisanie matury po majówce. Jednak nie zawsze mamy wpływ na terminy – skoro na Opolszczyźnie za moment rozpoczną się ferie zimowe…
I tak nie bez przyczyny zaczęłam moją refleksję od szukania powodów – bo niewątpliwie termin konkursu może być powodem. Powodem słabych prac pisemnych młodych uczestników, które dane mi było wczoraj przeczytać. Ale zapewne nie tylko termin zawinił. Powoli możemy już obserwować (i to na etapie podstawówki!) negatywny wpływ egzaminów zewnętrznych (czyli tzw. pisania „pod klucz”) na jakość wypracowań. Prace dzieci – a przecież w konkursach biorą udział lepsi uczniowie, obdarzeni talentem w danej dziedzinie! – są coraz bardziej sztampowe i ostrożne. Trudno o indywidualny rys, o ciekawy styl, o lekkie pióro.
Najbardziej jednak martwi mnie powtarzalność w realizacji tematu. Oczywiście, czasem trudno nam się pisze, gdy narzucona tematyka nie przypadnie do gustu. Albo po prostu mamy gorszy dzień, brakuje nam pomysłów. Niemniej jednak uważam, że pisanie jest w stałym kontakcie z naszą wyobraźnią, pokazuje głębię przeżyć i refleksji. Teoretycznie przecież na każdy temat można stworzyć ciekawą, spójną i wyróżniającą się pracę. A jeżeli szkoła marzeń kojarzy się dzieciom tylko ze zmianą koloru elewacji, zaś przyjaźń – z pożyczaniem sobie zeszytów, to odtwarzają mi się w głowie czarne scenariusze z kryzysem empatii u młodzieży na czele.  Póki co, zakładam optymistycznie, że na razie to tylko kryzys wyobraźni pokolenia wychowanego w duchu kultury wizualnej. Oraz poświąteczne rozleniwienie. Ale zamierzam częściej polecać swoim uczniom, by zaglądali do pudełek zwanych wyobraźnią. Na wszelki wypadek.      

niedziela, 4 stycznia 2015

Baśń o Nauczycielu Polskim

Za górami, za lasami, w tajemniczej krainie zwanej Polską, mieszkał sobie dobry, ale zmęczony życiem Nauczyciel Polski. Od dłuższego już czasu prześladowała go macocha Ministra oraz dwie niesympatyczne, przyrodnie siostry – Reforma i Biurokracja. Dokładały mu one wciąż pracy i nie szczędziły złośliwości. Sąsiedzi, Roszczeniowi Rodzice, też nie ułatwiali mu pracy.
I tak trwał Nauczyciel Polski, pogrążając się coraz bardziej w rutynie, frustracji i niespełnieniu. Aż tu nagle, po dyżurze, który wypadł w sylwestrowe popołudnie, Nauczyciel Polski zapragnął jednak wybrać się na bal… Jego serce pełne było ciepła i magii świątecznych spotkań z mądrymi i dobrymi ludźmi oraz nadziei rozpalanej przez początek Nowego Roku.
Nauczyciel Polski przypomniał sobie, że każde działanie daje radość, gdy potrafi sprostać potrzebom młodych ludzi i ich wrażliwości. Przywdział na bal swe najlepsze szaty: erudycję, cierpliwość, ciekawość świata, profesjonalizm oraz empatię. I wyruszył… w Nowy Rok.
Odtąd omijał drzwi nieżyczliwych sąsiadów, zapukał zaś do Świadomych Rodziców. Zamknął uszy na docinki płynące z mediów, a czasem z sąsiedniego biurka w pokoju nauczycielskim. Skupił się na swej pracy i dostrzegł, że ludzi chętnych do współpracy przybywa. A on, z każdym kolejnym dniem, z większą satysfakcją po prostu robił swoje. W Polsce.
Drogi Czytelniku, w Nowym 2015 Roku życzę Tobie wielu szczęśliwych zakończeń i inspirujących początków. By życie czasem miało w sobie coś z bajki… Pomyślności!